if ( function_exists( 'wp_body_open' ) ) { wp_body_open(); } ?>
Marcin Zwierzchowski

Kulturalny Człowiek

xnxxvlxx xnxxxarab www.xnxxbro.com www.xnxxpapa.com

Debiut głośny, ale słaby

Ta książka nie zaczyna się dobrze, i to w dwójnasób. Raz, że wiemy, że naszej bohaterce-narratorce przytrafiło się coś strasznego, została sama, straciła wolę do życia. Nieco później dowiadujemy się, że świat trafił szlag, bo stało się TO i absolutna większość ludzi zdziczała, została zredukowana do podstawowych, animalistycznych instynktów, nie ma więc już cywilizacji, nie ma państwa, policji, prądu, technologii, nie ma prawie żadnego wsparcia – Annę ratuje starsza od niej Teresa, zabiera ją do siebie, na wieś, i wygląda na to, że tylko one dwie „się nie cofnęły”, żeby użyć terminologii z powieści. Jednocześnie jednak „Wszystko się stało” nie zaczyna się dobrze również dlatego, że Mucha już na pierwszych stronach podejmuje kilka kuriozalnych decyzji. Choćby taką by główną bohaterkę przedstawić nam w rozpisanej na trzy strony rozmowie ze zrzędliwą matką, kiedy to zupełnie przypadkiem obie panie wymieniają między sobą wszystkie podstawowe informacje dotyczące tego, czym zajmuje się Anna i jaką ma przeszłość. Wygodne dla autorki, leniwe z perspektywy czytelnika.

Kilka stron dalej mamy zaś kolejną kuriozalną scenę, tym razem dialog z salonu piękności. Dwie i pół strony takiego czegoś:

– Da pani drugą nóżkę, pani Teresko. A co to się pani tak dzisiaj szykujesz?
– A, to szwagierka urodziny Kazi robi, całą rodzinę sprosiła. A co jak co, ale wyglądać to kobieta w towarzystwie musi.
– Jaki lakier dzisiaj damy?
– No sama nie wiem. Ale ciepło się zrobiło, buty mam z odkrytymi palcami, to jakiś może wyrazistszy taki?
– A to się pani jeszcze przebierasz.
– No, tak, tak, buty te czarne zostawię, a spódnicę mam taką, wie pani, asymetryczną, w mięcie.
– To może i te paznokcie w mięcie zrobimy, co? Taki mam, rimmel, długo się na paznokciu trzyma.

Gdzieś między jednym palcem a drugim wspomina tu się o rodzinie klientki, wymienia ich z imienia, o każdym po słowie, tylko po to, by w ten sposób zapowiedzieć postaci, które pojawią się kilkadziesiąt stron później. Które bez tej zapowiedzi doskonale by sobie poradziły, ponieważ dla fabuły nie mają te informacje jakiegoś większego znaczenia.

W skrócie: niedoświadczona Mucha bardzo nieudolnie budowała sobie na pierwszych stronach fundament pod dalszą opowieść, bez krzty finezji, dając nam źle napisane, banalne scenki, w których zarzuca się nas tylko faktami, które potem autorce mogą być potrzebne.

To zresztą nie jedyne warsztatowe mankamenty powieści Muchy. Z jednej strony na przykład ma tendencję do znacznego, znacznego nadużywania wykrzykników, bo zdarzają się ciągi i pięciu czy więcej zdań, gdzie każde właśnie tak kończy.

Podebrałam pierwsze ziemniaki! Udało się! Urosły! Muszę się powstrzymać jakiś czas, bo jeszcze są małe. Mam też groch, małe marchewki i cukinie! Witaminki!

Czy:

Boże, co za radość! Ona mówi! Taka gaduła! Ja nie patrzę na nią, nie słucham jej, ja ją chłonę!

Przy czym można to podciągnąć pod formę dziennika, fakt, że bohaterka jest narratorką, rozemocjonowanie jest więc zrozumiałe.
Z tą formą jednak jest i ogromny problem, bo Mucha często ją łamie, często z niezrozumiałych przyczyn. W ostatniej części książki jest to w pełni uzasadnione, również już na samym początku (już na drugiej stronie powieści) trafiają się sceny oznaczone jako „Zanim”, gdzie Anna nie jest narratorem. Jednakże większość powieści to właśnie dziennik, o czym Mucha od czasu do czasu przypomina nam odpowiednią stylizacją kolejnych wpisów, tymczasem nader często obrana forma wyraźnie ją uciska, przez co ucieka w klasyczną powieść, gdzie mamy choćby całe strony dialogów – wyraźne jest to zwłaszcza w drugiej (z trzech) części książki. Cierpi na tym autentyzm opowieści.

Choć i to jakoś szczególnie by powieści „Wszystko się stało” nie pomogło, bo Joanna Mucha na tych blisko dwustu siedemdziesięciu stronach nie przekazuje nam czegokolwiek wartego wypowiedzenia na głos. Książka pełna jest banalnych myśli, rozważań powtarzanych przez innych wiele razy i o wiele ciekawiej – na przykład o tym, że współczesny człowiek, ograbiony z technologii, staje się bezradny, że nasze smartfony, komputery i domy z betonu odcięły nas od natury. Jasne, to wszystko prawda – jednak prawda powszechnie znana, sama w sobie nie mająca wartości, o ile czegoś się do niej nie doda, albo chociaż nie poda w jakiś ciekawy sposób. U Muchy zaś nic więcej się nie znajdzie.

W efekcie dostajemy historię, które de facto jest opowieścią o losach miastowej dziewczyny na wsi. Zabierzmy ten koniec świata, zabierzmy dzikich, bo też oni w książce są mało ważni, a skupmy się na tym, o czym przez większość czasu pisze Mucha – o konieczności przetrwania bez wspomagania, o wracaniu do natury i pracy ze zwierzętami w polu nie z własnej woli, ale z musu. „Wszystko się stało” to w zasadzie instruktaż radzenia sobie ze zwierzętami gospodarskimi, z elementami „Przeglądu majsterkowicza” i silnymi odwołaniami do „Działkowca”. Ta powieść pokazuje tę bardziej prozaiczną stronę końca świata, co samo w sobie nie jest błędem (w końcu o McCarthy’ego, w „Drodze”, bohaterowie przez większość czasu po prostu szli i szukali jedzenia), jest jednak trudne, jeżeli nie jest się w stanie zaoferować czytelnikowi jakiegoś dodatku do tych oczywistych przemyśleń.

Po prostu nie wszystkie historie są warte tego, by komuś je opowiedzieć.

We „Wszystko się stało” Joanna Mucha popełniła więc taki błąd, że już w debiucie porwała się na coś szalenie trudnego – napisania historii kameralnej, bo w zasadzie z jedną pełnoprawną bohaterką, z ekstremalnymi emocjami (izolacja), na ekstremalnym tle (koniec świata), mającą nam powiedzieć coś odkrywczego o nas samych, o „naturze człowieczeństwa, kulturotwórczej sile cywilizacji i kruchości człowieczej moralności”, jak zapowiada notka na czwartej stronie okładki. Nie wyszło.

Przy czym nie należy skreślać Joanny Muchy jako pisarki, co najwyżej skreślić jej pierwszą powieść, jako niebyłą, bo o potencjale tej debiutantki trudno powiedzieć coś więcej, gdy wyraźnie widać, że większa ingerencja redaktorska, czyjaś prowadząca autorkę ręka mogłaby pomóc wygładzić przynajmniej te najbardziej rażąco niedorobione/nieprzemyślane sceny.

Next Post

Previous Post

© 2025 Marcin Zwierzchowski

Theme by Anders Norén

Zoofilia - BestialityPorn - DogFuckПриглашаем на Порноболт за русским порноalbaneza - xnnx - rwdtube